Vemor - 2008-10-19 11:49:15

Jak pisałem w innym miejscu, chciałbym ogłosić konkurs literacki. Tak więc umieszczajcie wasze czarne myśli przemienione w litery, wyrazy zdania i strofy. Niech wasza wyobraźnia pofolguje równie dobrze jak miecz czy młot jakimi posługujecie się w walce czy pracy. Niech pióra i inkaust równie lśnią jak różdzki podczas kolejnego ataku.

W zamian godność wielka i szacunek zyskacie zarówno władz państwa, jak i czytających a i nagroda za wysiłek zostanie nadana.

1 nagroda = Laurowa Korona Erudycji (1lvl +350 obrona 300/300 wytrzymałość) - nakrycie głowy
2 nagroda = Przepaska Zdolności (1lvl +150 obrona 300/300 wytrzymałość) - nakrycie głowy

Dla każdego uczestnika nagroda pocieszenia:
Czekoladowe ciasteczka (+ 500 regeneracja energii)

Schanintre - 2008-10-19 14:18:13

Może pokusisz się Vemorku o przybliżenie zasad, bowiem zbyt ogólnikowa treść nie zachęca ;D Miło, że dajesz wszystkim wolną rękę - z drugiej strony pewne kwestie powinny być narzucone i z góry ustalone ;)

Semer - 2008-10-19 14:46:44

a ja zadam inne pytanie... do kiedy trwa konkurs?

Vemor - 2008-10-19 15:47:24

1. Utwór literacki winien dotyczyć krainy Demoris lub fantasy w ogólnym zarysie.
2. Forma literacka dowolna.
3. Może dotyczyć osób w krainie, ale nie będący personalnym atakiem.
4. Czas jaki zakończy przedstawianie prac, to tydzień od dnia jutrzejszego.

Fleur - 2008-10-20 14:17:27

Pewnego popołudnia młoda elfka której profesją była magia przechadzała się po ulicach miasta, gdy nagle usłyszała jakiś dziwny hałas był to jęk jakiegoś zwierza. Dziewczyna bardzo się przeraziła i zaczęła podążać w stronę z której wydobywał się dźwięk. Gdy dochodziła już do źródła hałasu zorientowała się, iż dobiega on z jednego z domostw. Gdy była już pod samym budynkiem spostrzegła mężczyznę do którego zwróciła sie o pomoc, on również słyszał ten hałas i dlatego zgodził się na wspólne zbadanie sprawy. Podążyli więc razem w to miejsce, gdy doszli do budynku początkowo nie mogli znaleźć wejścia jednak po obejściu domostwa dookoła natknęli sie na uchylone drzwi. Dziewczyna ostrożnie zajrzała do środka i spostrzegła, iż jest to budynek piętrowy, na dolnym piętrze stał mały drewniany stolik a na nim książka i zgaszona świeca, obok leżało połamane krzesło a przy ścianie leżał przewrócony regalik z książkami gdy spojrzała w lewo zauważyła schody prowadzące do pokoju z którego dobiegał hałas. Na ich szczycie znajdowały się masywne drzwi. Weszła więc do budynku, a z nią jej towarzysz.(Mężczyzna będący tam z nią był rasy ludzkiej i również zajmował się magią.) -To co robimy? Zapytała kompana. Po krótkiej rozmowie postanowili udać sie po schodach na górę i sprawdzić co tam się dzieje. Weszli złapali za klamkę lecz drzwi były zamknięte, postanowili więc za pomocą mocy magicznej pozbyć się przeszkody. Dziewczyna odsunęła się więc a jej towarzysz stworzył świetlistą kulę i wycelował w drzwi niestety jego moc była za słaba i zrobił jedynie sporą dziurę w lewej stronie drzwi. Poprosił więc by dziewczyna teraz spróbowała pozbyć się uciążliwych drzwi, a więc tak właśnie zrobiła, a że jej moc była większa niż mężczyzny udało jej się to bez trudu. Dziewczyna weszła do pokoju a w nim ujrzała  duży stos drewna a za nim postać mężczyzny, który był tak zajęty swoją robotą, iż nawet nie zwrócił uwagi, że przybysze znaleźli się w pokoju. Obok ów mężczyzny leżał nieprzytomny wilk w kałuży własnej krwi. Gdy zauważył to kompan dziewczyny strasznie się rozwścieczył i ruszył w stronę mężczyzny tworząc ponownie świetlistą kulę i raniąc go nią w nogą, tak że mężczyzna padł na ziemię. W tym samym czasie dziewczyna spostrzegła następne drzwi po lewej stronie pokoju wyglądające jak wejście do jakiejś komórki bądź przechowalni, ostrożnie odchyliła więc drzwi i zajrzała do środka, gdy w tym samym czasie jej towarzysz próbował dowiedzieć się co się tu wyprawia od ów mężczyzny. Kobieta ujrzała tam gnijący stos szczątków różnych dzikich zwierząt a pod sufitem wiszące na haczykach skóry tychże istot, które ociekały krwią. Przerażona wyszła szybko z pomieszczenia i zwróciła się do chłopaka. -Ja go popilnuję, a Ty zobacz co tu jest! To zwykła szuja która morduje zwierzęta w bardzo nie humanitarny sposób dla pozyskania ich skór! Ja rozumiem zabijanie zwierząt w tym celu, ale przecież wszystko na to wskazuje że ten łotr robi to na żywych jeszcze istotach, które dopiero w między czasie umierają z bólu i wycieńczenia. Chłopak wszedł do pomieszczenia, po czym szybko stamtąd wybiegł. -Co z nim robimy? Zapytał zaciekawiony wyroku jaki wymyśli dziewczyna.Dziewczyna zamyśliła się. Po czym powiedziała. -Najpierw z nim porozmawiam, może ma coś na swoje usprawiedliwienie. W tym momencie zwróciła się do mężczyzny i zadała pytanie. -Czy mógł byś mi wyjaśnić co tu się dzieje? Mężczyzna zamruczał coś pod nosem i odpowiedział. -Nie wasz interes poszła won! Dajcie mi spokojnie pracować! Dziewczyna spodziewała się takiej odpowiedzi lecz mimo to bardzo ją to zirytowało więc odpowiedziała. -Dobrze w takim razie zacznę inaczej, masz dwa wyjścia: Albo ja i mój towarzysz pozbawiamy Cię życia w podobnie brutalny sposób jak Ty te biedne istoty, albo oddajemy Cię w ręce władzom i resztę swoich dni spędzasz w lochach. Mężczyzna bardzo się rozgniewał na te słowa i zbliżył się do kobiety z nożem w ręku, mówiąc. -Zginąć to możesz za chwilę Ty Paniusiu a co do lochów to na pewno tam nie pójdę, na pewno nie dobrowolnie! Uniósł w tym momencie nóż by zadać dziewczynie ranę w głowę. Ta jednak odchyliła się lekko i mężczyzna chybił. Odsunęła się od niego kilkoma szybkimi krokami i spojrzała znacząco na towarzysza, dając mu znak do walki. Utworzyła w swoich dłoniach dość potężną kulę światła i wycelowała w mężczyznę trafiając go w lewą nogę, która była już raniona przez jej towarzysza mężczyzna padł na podłogę. Chłopak podszedł do niego gdy już leżał mocno raniony. Nachylił się nad nim i jednym ruchem wyrwał mu nóż z ręki po czym zrzucił go na schody i wyciągną wskazujący palce który po chwili zaczął płonąć bardzo gorącym ogniem. -Najpierw wypalę ci oczy morderco. Powiedział i palcem zaczął zataczać kółeczka wokół jego twarzy. -Albo w końcu powiesz co się tu dzieje. Powiedział cicho i tajemniczo. Po czym dodał jeszcze. – W tym momencie najlepiej dla niego było by się poddać i wszystko opowiedzieć. -Jeśli nie powiesz co się stało, zrobię z ciebie kalekę, do końca życia nic nie będziesz słyszał, widział i potrafił mówić. Mówił z coraz większym obrzydzeniem do niego i bardzo widoczną grozą w głosie. Mężczyzna spojrzał na niego błagalnym wzrokiem i powiedział. -Nie rób mi nic, proszę, to nie załatwi sprawy, zwierzęta i tak będą ginąć, to nie ode mnie zależy. Lepiej by było dla was gdybyście jak najszybciej się stąd oddalili, gdyż w tym interesie nie siedzę sam. Moi współlokatorzy są w tym momencie w karczmie ale w każdej chwili mogą się tu zjawić. Gdy dziewczyna to usłyszała, zamyśliła się lecz po chwili powiedziała do chłopaka. -Wierzysz mu? Bo ja nie, on coś kręci mówi tak na pewno by wymigać się od kary. Wiesz co zrób mu to co proponowałeś zacznij od oczu, może to go nauczy, że lepiej nie kłamać w takich sytuacjach. Nagle piętro niżej rozległ się jakiś szmer, wtedy dziewczyna dodała zniżając głos. -Nie, czekaj. Słyszysz to? ktoś tu idzie. Chłopak spojrzał na nią porozumiewawczo i rozglądną się po pomieszczeniu po czym wrednie uśmiechną się do kłusownika. -Popilnuj go, ja się nimi zajmę. Odparł chłopak. Po chwili uśmiechną się tajemniczo i bez użycia magii poszedł na schody cicho, po czym pod okno. -Jedno słowo i zginiesz tak jak tamci zginą zaraz. Wyszeptał jeszcze do mężczyzny z wrednym uśmieszkiem na twarzy po czym powiedział. -Potrafisz stworzyć barierę magiczną w miejscu drzwi? Zapytał dziewczyny albowiem to ułatwiło by mu sprawę załatwienia do pokoju dość silnej broni na bandytów a z pomocą jego ta broń z łatwością by ich pozabijała. -Jeśli nie potrafisz też sobie poradzimy ale będzie gorzej. Rzekł po czym podszedł do kłusownika, złapał go za koszulę i pociągną za sobą do komórki gdzie wisiały zabite zwierzęta a raczej ich skóry. -Jedno słowo. Powiedział a moje palec zapłoną. Po chwili zamkną cicho drzwi czekając na reakcję dziewczyny. -Bariera magiczna nie jest moją mocną stroną. Odparła dziewczyna. -Fakt mój dziad kiedyś mnie tego uczył ale nie wiem czy mi się uda albo jeżeli się uda czy będzie dość solidna, no ale cóż sprawdźmy.  Zebrała więc w sobie cała moc magiczną i skierowała swoje ręce w stronę dziwi, wzięła głęboki oddech i mamrocząc coś pod nosem bardzo szybko, tak , że jej słowa brzmiały jak bełkot pijanego krasnoluda który dopiero co wyszedł z karczmy po niezliczonych ilościach piwa, rzuciła czar w sam środek pustych futryn wejścia do pokoju. Bariera ku zdziwieniu dziewczyny powstała ale mimo to jej twórczyni coś tak czuła, że jej siła jest dość znikoma, Lecz nie powiedziała nic towarzyszowi, gdyż mimo jej przeczucia miała nadzieję, ze może dziwnym trafem bariera jej się udała. Po jej stworzeniu, wypuściła głośnym wzdychnięciem powietrze z płuc i powiedziała. -No gotowe... To co robimy dalej? Zapytała, widać było po niej, że jest dość zdezorientowana i zagubiona w całej tej sytuacji. Jest ona osobą, która lubi gdy wszystko rozumie bo wtedy może działać według jakiegoś planu. A teraz tak naprawdę nie wie nic i to ją bardzo martwiło. Chłopak zamyślił się i powiedział. -Teraz czas na mnie. Uśmiechną się i podszedł do okna w pokoju po czym siadł na parapecie. -Gdy usłyszysz głośne sapanie zniweluj tę barierę. Zgadza się? Zapytał nie tłumacząc o co mu chodzi. Po prostu zagwizdał najgłośniej jak umiał i zszedł z okna. -To już niedługo, przygotuj się. Powiedział oczekując czegoś co skutecznie może zatrzymać tych bandytów lecz oni jakby ucichli przez chwilę. Tylko ilu ich tam jest? Chłopak zadał pytanie sam do siebie. Dziewczyna w tym momencie zamyśliła się i zaczęła nasłuchiwać. Po czym odparła. -Z rozmów wynika, że jest ich tam dwóch i że nie są do końca trzeźwi więc to może ułatwić nam zadanie. A więc musimy przygotować się do walki. Dziewczyna kucnęła zaczęła kiwać się przód tył i wypowiadać jakieś dziwnie brzmiące słowa, trochę tak jakby mówiła wspak. Po czym wstała i powiedziała. -Jestem gotowa. Teraz musimy poczekać i zobaczyć co się wydarzy. Nagle rozległy się kroki zataczającej się osoby która podążała po schodach do ów pokoju. Doszła do bariery a ta odrzuciła go (gdyż był to mężczyzna niski bardzo szczupły postury małego dziecka, nie miał zarostu ani zbytnio umięśnionego ciała był to elf, który jak i oprawca wilka był rzemieślnikiem) w tym momencie druga postać znajdująca się na dole w przerażeniu wybiegła z budynku. Nagle chłopak zaczął wypowiadać jakieś dziwne słowa i dziwnie się zachowywać, po czym poruszył uszami i powiedział. -Teraz odblokuj ją! Krzykną.   Dziewczyna szybko to uczyniła. Gdy bariera została odblokowana chłopak zamknął oczy i ponownie zaczął coś bełkotać, wzywał swojego przyjaciela volkena. Jego czarną posturę widać było już z daleka przez okno. Postać ta mknęła jak mogła najszybciej. Dziewczyna spojrzała w okno i zapytała. Ta dziwna postać zbliżająca sie tu to Twój przyjaciel? On nam pomoże? W tym momencie elf leżący na dole schodów zaczął powoli się podnosić. Gdy wstał zauważył, że rozciął sobie głowę i krew ścieka mu po policzku w tym momencie padł na kolana i złapał się za głowę próbując zatamować krew, lecz nic to nie dawało, podniósł głowę do góry i zwrócił się do dziewczyny. -Pożałujesz tego! Tuż po jego słowach do budynku wpadł wielki czarny volken o bardzo żółtych oczach błyszczących mocno nawet w dzień. Potrącił elfa przy okazji swoim ciałem i z wyszczerzonymi zębami podbiegł do chłopaka, on wyciągną tylko do niego rękę i pogłaskał go po łbie i powiedział. -Malvan widziałeś uciekającego mężczyznę z tego domu? Na to pytanie volken porozumiewawczo kiwną głową na tak, a on spojrzał na niego i schylił się. -Goń go i przynieś tu najszybciej jak możesz. Krzykną do Malvana na co on odpowiedział.-Będę za chwilę. Było to głośny basowy głos, jakby miał chrypkę po chwili volkena nie było już w budynku. -A teraz elfiku chodź tu! Krzykną chłopaka delikatnie spitego elfa i trzymając w rękach dość duży gotowy do wystrzelenia sopel podszedł do niego i jedną ręką go podniósł. -No górę, tylko migiem. Uśmiechną się szyderczo i popchną go. Gdy chłopak podniósł ze schodów spitego elfa i wprowadził go do pokoju dziewczyna ze strachu cofnęła się do przeciwległej ściany po czym na widok przyjaciela z soplem w ręku powiedziała. -Masz rację wykończ go po co nam takie szuje w królestwie! Chłopak uśmiechną się i rzucił szuje jak to świetnie określiła dziewczyna na ziemię po czym wycelował sopel w jego serce i odwrócił głowę po czym wypuścił sopel, krew prysnęła na jego ubranie a ciało obficie broczyło czerwoną cieczą. -A co z tym drugim? Zapytał, miał namyśli tego którego sam osobiście wepchną do komórki aby nauczył się on manier. Uchylił lekko drzwi od komórki i podniósł go z ziemi rzucając pod nogi elfki by ta przesłuchała go jeszcze raz. -A więc albo wyśpiewasz wszystko albo zginiesz tak jak Twój przyjaciel! Zagroziła dziewczyna. Mężczyzna zamyślił się przez chwilę po czym zaczął mówić. -To jest tak mieszkam w tym domu z żoną i jej dwoma wspólnikami, gdy brałem z nią ślub nie wiedziałem czym się zajmuje, jednak bardzo szybko dowiedziałem się że jest to kłusownictwo, a ona stoi na czele tej bandy. Po niedługim czasie gdy o tym się dowiedziałem zaczęto mnie zmuszać do wykonywania tak zwanej brudnej roboty, a więc musiałem żywcem obierać te zwierzęta z ich skór, na początku nie chciałem tego robić ale mnie torturowali więc byłem posłuszny. No i tak już od kilku lat aż do teraz. Moja żona w tym momencie jest w lesie i poluje na zwierzęta by przysłać mi nowe zwierzęta do jak to oni nazywają “obróbki” . Więcej na ten temat mi już nie wiadomo, ale uwierzcie mi wiem że robie źle i chcę się zmienić, dlatego w końcu przełamałem strach przed nimi i wam wszystko powiedziałem. Dziewczyna zamyśliła się po czym odparła. -Dobrze oszczędzimy Cię ale co z Twoją żoną kiedy może się tu zja...Tu urwała bo do pokoju wparowała ów kobieta. Była rasy ludzkiej, w ręku trzymała łuk a na ramieniu miała kołczan z dwiema strzałami, nie przywlokła żadnego zwierza czy to znaczy że nic nie upolowała czy może zwierzęta przed obróbką przetrzymują gdzieś w jakiejś kryjówce? W tym momencie to nie było naj istotniejsze gdyż kobieta od razu po pojawieniu się w pokoju wystrzeliła z łuku do  dziewczyny, która stała w jego drugim końcu, na szczęście strzała wpiła się tylko delikatnie w stopę dziewczyny. Ta spojrzała na swojego buta i zobaczyła wyciekającą krew, złapała za strzałę i wyciągnęła ją ze stopy. Urwała sobie kawałek rękawa i obwiązała sobie stopę tak by zatamować krew. W tym czasie ów kobieta wystrzeliła strzałę do chłopaka jednak ten zdążył się uchylić i strzała wbiła się w ścianę w miejscu gdzie przed sekundą była jego głowa, jemu nic sie na szczęście nie stało, więc ten mało myśląc złapał za tą strzale i szybko podbiegł do kobiety wbijając jej ów strzałę w pierś zabijając ją w ten sposób. W tym momencie do pokoju wbiegł volken trzymający uciekiniera przerzuconego sobie przez ramię rzucił go na podłogę koło oprawcy wilka i martwego elfa i wezwał straże. oprawca wilka został zabrany do szpitala, a dzięki współpracy po wyzdrowieniu wrócił do domu i stał się innym człowiekiem a uciekinier trafił na wiele lat do śmierdzących lochów. Koniec:)


Nie czytajcie tego bo to za długie :D

Auri - 2008-10-21 22:25:32

ciężko konkurować z czymś takim zapewne, ale cóż, spróbuję i ja...
http://www.sendspace.pl/file/6Prjc6Ou/
wydaje mi się że zainteresowanym tak będzie wygodniej się czytać, ale w razie problemów...:

Granatowa zasłona chmur przesłoniła księżyc, pierwsze leniwe krople deszczu uderzyły w dachówki domów by powoli wraz z swymi siostrami ześliznąć się z dachu i spaść na zakurzony bruk ... lub głowę Drowa stojącego w bezruchu pod ścianą budynku.
Czekał, dla samego czekania, gdy czeka się nieruchomo dostatecznie długo wtedy staje się elementem otoczenia. Ludzie początkowo zdziwieni obecnością całkowicie nieruchomej istoty po chwili zapominają o jej istnieniu... istotną rolę odgrywa w tym również ubiór.
Drow zazwyczaj ubierał się jak na prawdziwego zabójcę przystało długa peleryna z kapturem koloru najczarniejszej czerni, ubiór ten przydawał się w poszukiwaniu pracy, wędrując po ulicy ubrany w ten sposób był chodzącą reklamą własnych usług. Dzisiaj był ubrany w pospolite, obecnie brudnoszare lecz kiedyś granatowe, odzienie jakim pogardził by pewnie nawet co drugi bogatszy z żebraków.
Na dzisiaj miał już zajęcie, stał w tym miejscu od samego rana obserwując lombard po drugiej stronie ulicy. Był to niezwykle dobrze prosperujący interes... ludzie którym skradziono cenną biżuterię lub chociażby cynowe sztućce mogli bez większego problemu odkupić je nazajutrz w tym miejscu. Był już późny wieczór, młody "dostawca towaru" po raz kolejny dzisiaj wszedł do środka... na Drowa stojącego tutaj od rana nie zwracał najmniejszej uwagi i najprawdopodobniej umarł by na zawał serca widząc nagle przed sobą wykrzywioną w złowrogim uśmiechu twarz, gdyby wcześniej w jego klatce piersiowej nie utkwił długi sztylet.
Drow zerwał szybko z jego szyi medalion w kształcie półksiężyca i wrócił na swoje miejsce pod dachem gdzie dla powoli zbierającego się tłumu gapiów pozostawał niewidoczny.

Karczma.

Hałas rozmów, śmiechu, brzęku kufli. Wymieniane gdzieś nad stołami spojrzenia, czy to rozbawione, czy ukradkowe… czy też pełne niechęci, albo i nawet złości.
Jak spojrzenie Drowki, która siedziała przy jednym ze stolików.
Złodziejka, Anatea Zakath, czekała na znajomego pasera. Kradziony towar niemal parzył… Ale nie tak jak złość kobiety. Dopiero gdy zobaczyła mężczyznę idącego w jej stronę- z umówionym znakiem, wisiorkiem- półksiężycem w dłoni- na jej twarzy wykwitł jakby słaby uśmiech.
Jasnowłosy zbliżył się niespiesznie, niemal niewidoczny w tłumie na sali.
- Co tak długo? – rzuciła niby spokojnie.
Nowoprzybyły skinął głową, jakby przepraszająco. A potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie…
Instynkt…
Tak, i spostrzegawczość. Bo oto Drowka zauważyła, że wisiorek zbrudzony jest krwią, zapewne wydarty od martwego już pachołka pasera.
Nie zastanawiała się, z jakiegoż to powodu zaszczyciło ją wizytą, zapewne najemne ostrze. Wolała nie próbować swoich sił, nie teraz, gdy łup leży tuż pod bokiem. Jeszcze tylko mocniej uchwyciła ramię torby.
Błysnął nóż w rękach mężczyzny, gdy zamachnął się na nią.
Spodziewał się szybkiego finału.
Ale jej już wtedy tam nie było.
Był daleko od zabójcy, na swoje szczęście
Anatea popatrzyła przez ramię na Corina. Nie, nie ma mowy o otwartym starciu… zanurkowała w tłum gości karczmy.
- Łapać go! Złodziej, morderca! - zawołała jeszcze.
Niby beznadziejne posunięcie, ale tłum ma inteligencję najgłupszego spośród grupy. Ten i ów, podpity zaraz jął łapać Drowa. Samej Anatei ciężko było w tej wrzawie dopaść wyjścia. Corin wyrzucił przez ramię szarżującego na niego mężczyznę. Drugiego dźgnął nożem pod żebro- wszystko to nieważne, oby tylko dopaść celu!
Zgrabnie przemknął wśród tłumku, jeszcze parę metrów... ale napierająca zgraja zrobiła swoje, podpici, albo nieświadomi zagrożenia, zbierali się wokół niego ciasnym pierścieniem, aż nie miał nawet jak się zamachnąć.
A Straż już przekraczała próg.

Kaleya Shard - 2008-10-22 22:52:39

Konkurencja jest silna jednak spróbuję swych sił....

ZLECENIE

Młoda drowka ruszyła pewnym i szybkim krokiem przez noc. Upadłe Miasto dawało wiele możliwości. Najbardziej lubiła tę, która pozwalała jej pracować – wszyscy odwracali oczy od kłopotliwych wydarzeń. Dziś była noc, w której poleje się krew. Jej pracodawca, oczywiście anonimowy (to także uwielbiała w Demoris) dał jej z pozoru proste zlecenie. Młoda drowka zajmowała się przeważnie kradzieżami, jednak zabójstwem też nie poskąpiła. Kolejne życie mniej. I co z tego? Z łupami trzeba się cackać, chodzić do paserów lub łgać handlarzom. Zabójstwo wymaga podobnych przygotowań – cel, czas, miejsce – a jest dużo prostsze bo efekt swojej pracy zostawiasz na miejscu a nie wynosisz ze sobą.
Ruszyła więc przed siebie. Była pewna swego. Kupiec z Rady Gildii był jej ofiarą, ona katem. Nie było odwrotu od jego przeznaczenia choć on o tym nie wiedział. Skręciła w aleję gdzie normalnie zbierały się mendy z rynsztoka jednak dziś było tu pusto. Tak jak zleciła swym ludziom. Nie było oczu, które będą mogły ją rozpoznać. Trzy przecznice dalej weszła w dzielnicę bogatych. Całym sercem nienawidziła tej zepsutej, skwaśniałej śmietanki, która żyła hipokryzją i bogaceniem swoich wielgachnych brzuchów.
Szybko dotarła do mieszkania kupca. Sporej wielkości dom, który pomieściłby połowę mieszkańców dzielnicy, w której przyszło jej się wychować. W kilku ruchach przeskoczyła ogrodzenie. Strażnicy mieli psy jednakże ona znała się na swym fachu. Kupiła u znajomego maga proszek, który pozbawiał ją wszelkiego zapachu. Musiałą się tylko postarać aby nie hałasować. Jaj delikatne kroki skierowały się pod okno rezydencji. Przekupiony sługa również nie sfuszerował. Złoto wydane przed zleceniem zaowocuje po stokroć. Okno na parterze było niedomknięte. Księżyc zrobił jej jednak kaprys i wyszedł na chwilę. Była prawie pełnia więc oświetlił dachy miasta dość potężnie. Kaleya spostrzegła dwie sylwetki przycupnięte na dachu po drugiej stronie ulicy. Szybko skryła się wśród pobliskiej roślinności. Uśmiechnęła się do samej siebie. Księżyc jednak stał się sprzymierzeńcem. Ktoś ją wystawił. Postanowiła się dowiedzieć kto i dlaczego. Ci dwaj. Znała ich to skrytobójcy z jej własnej gildii. Dlaczego przyjęli zlecenie na nią? Gildia raczej chroni swoich. Nie martwiła się teraz tym. Układała plan działania. Jeśli chcą ją zabić zrobią to w domu kupca. Nie ryzykowaliby konfrontacji ze strażnikami z zewnątrz. Dlaczego ten dom? Myśli kołatały się jej po głowie. Odpędziła je szybko i wśliznęła się przez otwarte okno do środka. Pokój okazał się jakimś składzikiem, na pewno służący kuchtom za spiżarnie. Szybko odnalazła w ciemnościach drzwi i uporała się z prostym zamkiem. Wyszła na korytarz. Żywej duszy. Podbiegła cicho do okna i spojrzała na dach gdzie jeszcze przed chwilą czekali jej oprawcy. Teraz okazał się pusty.
Sprawdziła w myślach czy pamięta plan budynku. Tak za te informacje też słono zapłaciła jednak była to dobra inwestycja. Ruszyła według znanego schematu – przez hall, schodami w górę i do części mieszkalnej. Sypialnie znajdowały się we wschodnim skrzydle.  Kaleya wiedziała o fobii kupca. Bał się zamachu na swe życie dlatego stawiał pod pokojem straż. Zawsze spał w innym z pięciu. Jednak drowka rozgryzła jego system. Przez ostatni miesiąc obserwowała dom. Zapisywała w pamięci okno w którym paliła się świeca. Za każdym razem gdzie indziej – jednak zmieniał pokoje według schematu: drugi, czwarty, trzeci, piąty, pierwszy. Że też nie mógł być bardziej spontaniczny. Łatwo go było przewidzieć. Dziś wypadał pokój piąty. Dlatego wybrała tę noc. Był oddalony najbardziej od reszty domostwa. Można było się długo podkradać i wyeliminować strażnika bez ryzyka,ze reszta domu coś usłyszy.
Kaleya spojrzała w głąb korytarza. Używała swych zdolności widzenia w ciemności. Jednak na niewiele by się one zdały gdyby nie luneta którą kupiła już dawno temu. Strażnik spał. Tak mówiła jego ciepłota ciała. Drowka wyczekała jeszcze kilka chwil i ruszyła, co raz przystając aby sprawdzić strażnika. Gdy byłą tuż przy nim cięgle spał. Postanowiła, że tej nocy jeden trup wystarczy i szybko wbiła młodemu elfowi igłę że środkiem usypiającym. Prawie parsknęła gdy ten się nie poruszył. Będzie spał dalej z dwadzieścia godzin jak nie dłużej. Sprawdziła drzwi. Zdziwiło ją że są otwarte, jednak szybko zrozumiałą dlaczego. Gdyby coś się działo strażnik musiałby szybko reagować. Nie miałby czasu na otwieranie kluczem.
Kupiec spał w swym łożu. Nie miał żony więc spał sam. Kaleya przypomniała sobie o dwóch skrytobójcach na dachu. Uderzą teraz czy potem? Ona już dawno skończyłaby ich zlecenie jeśli śledzili ją przez miasto...
Znów odegnała swe myśli skupiając się na zleceniu. Uznała, że skrytobójcom nie chodziło o nią samą.
Podkradła się do łoża kopca i popatrzyła ostatni raz na jego żywą sylwetkę. Nigdy nie było jej żal odbierać życia jednak zawsze chciała mieć pewność, że postępuje zgodnie z naturą. Przerywanie czyjegoś żywota – to jednak było niesprawiedliwe. Lecz cóż pieniądz rządzi tym miastem. Sztylet szybko powędrował do szyi ofiary. Błyskawiczna cięcie. Kupiec miał pecha i obudził się. Począł się dusić i krztusić własną krwią. Umarł śmiercią gorszą niżby mógł jednak Kaleyi to nie obchodziło. Poprzez balkon w jego pokoju weszło dwóch skrytobójców, których widziała wcześniej.
Zastanowiła się tylko nad jednym – dlaczego jeszcze żyje? Mieli tyle okazji do zamordowanie jej.
Obaj byli wysocy  i smukli. Jeden był elfem a drugi śniadym człowiekiem. Księżyc oświetlał ich twarze. Kaleya zacisnęła dłoń na rękojeści sztyletu.
- Ktoście? – spytała
- Przecież wiesz drowko – odrzekł pierwszy.
- Wiem, ale nie rozumiem.
- Nie ma co rozumieć kobieto – rzekł drugi – Właśnie zdałaś test.
- Jaki test? - spytała zaskoczona Kaleya
- Test na członkinię gildii skrytobójców. - uśmiech nie znikał z jego twarzy...
Kaleya stała zaskoczona. Liczyła, że skrytobójcy zostali wynajęci do pozbycia się jej. A tu taka niespodzianka.
- Już sam fakt, że dostrzegłaś nas był próbą samą w sobie. Witaj. Ostrza od dziś są twoją rodziną...

Schanintre - 2008-10-23 12:59:27

Szokujące fakty z życia... sami się przekonajcie, czyjego ;) dedykowane bohaterowi tekstu "za stare, dobre dzieje"...

*Podwórkowa piaskownica. Środek dnia. Grupka małych dzieci grzecznie bawiła się, zajadając się przy tym łakociami. Zachowywały się o dziwo w miarę cicho jak na standardy i możliwości malutkich płuc, potrafiących zagłuszyć wszystko i wszystkich, byle dopomnieć się o swoje. Słowem: aniołki, tyle że bez aureolek i skrzydełek, za to z lepkimi, pulchnymi rączkami i odzieniem, które zachwycało mnogością kontrastów i licznymi, fantazyjnymi plamami. No i z piaskiem w... we wszystkich możliwych otworach ciała. I znikąd zjawił się On, niczym Strażnik Teksasu na horyzoncie, a jego pojawienie się wywołało powszechny, pełen radości pisk bandy małoletnich. Tak! Będą miały nowego kolegę! Będą się wspaniale bawić już do końca świata! Albo dopóki co poniektóre matki nie postanowią przypomnieć sobie, że "czas na obiadek", "czas do łóżeczka", co miało dziwną tendencję do następowania zawsze wtedy, gdy zabawa sięgała zenitu. Jakże naiwne i głupie to były stworzenia wyrażając swą radość! Gdyby wcześniej przeczuły, co je czeka, prysnęłyby tam gdzie pieprz rośnie. Tymczasem On zbliżał się nieubłaganie, ruchem posuwisto-raczkującym, Wysłannik Armagedonu, Dręczyciel i Niszczyciel wszechrzeczy, uzbrojony w pieluchę, czerwone wiaderko, łopatkę i grabki. Wiatr targał mały, czarny kędziorek na środku jego czoła. Jako pierwszy o jego sadystycznych zdolnościach miał okazję przekonać się Puszek - wówczas szczenię jeszcze, zawsze towarzyszące swoim małym, ludzkim przyjaciołom i dbające o ich bezpieczeństwo, każde potencjalne zagrożenie odpędzając raczej komicznym piskiem i pokazowym stroszeniem puchatego futerka. Widok niezbyt przerażający, jednak maluchy doceniały jego obecność i, o dziwo, czuły się przy nim bezpiecznie. Dziś na wspomnienie tego szczególnego dnia, trauma jakaś dopada psisko i tygodniami ze swej pieczary nie wyłazi, wyjąc przeciągle, aż serce słuchacza żal niewysłowiony ściska... Tak, wspomniany już Osobnik, zostawił nieodwracalny ślad na jego psychice. Wszystko zaczęło się, gdy On postanowił, ku niezadowoleniu grupki grzecznie bawiących się, w pełni swych sadystyczno-dręczycielskich możliwości pobawić ze zwierzęciem. W zatapianiu swych zębisk w przeróżnych częściach ciała psiaka, znajdował niewyobrażalną przyjemność, uczepiwszy się ogona natomiast, urządzał sobie dzikie, rodem z westernów rajdy dookoła piaskownicy. Trzeba przyznać, że niezniszczalne to dziecię było - po wszystkim najzwyczajniej w świecie otrzepywał się z piasku i zmierzał ku nowemu celowi, jaki stanowić zaczynał na przykład nowo wybudowany zamek. Taaak, nie znał litości. Wpierw w najwyższej jego wieży zamknął dziewczynkę i odgrywał rolę niekoronowanego, pozbawionego serca i skrupułów króla, by wreszcie, zmęczony i zniechęcony płaczem prowizorycznej księżniczki i spełzającymi na niczym staraniami uwolnienia jej przez resztę dzieciaków, obrócić zamek w nicość! Wrzask się podniósł i łzy jak grochy z oczu polały pracowicie budującym! Nieakceptowany, znienawidzony przez resztę Tyran odszedł i od tamtej pory słuch o nim zaginął...

Czy aby na pewno? Jeśli wierzyć plotkom, młodzieńcze lata owego chłopca zaowocowały odkryciem nowych talentów. Bardem sławnym został, swym głosem i oratorskimi zdolnościami zabawiając tłumy gawiedzi i zawracając w głowach dzierlatkom, które nagminnie mdlały obdarowane najmniejszym jego uśmiechem. Ale i gdy przyszło co do czego, ciętym językiem potrafił dopiec, w krótkim czasie zdobywając tytuł Mistrza Niebanalnej Riposty. Niestety, nawet sowite napiwki i dostatnie życie nie uchroniły młodzieńca przed złem. Jak się okazuje, dniami i wieczorami nie rozstawał się ze swą mandoliną dwugryfową, dając niezapomniane występy, pod osłoną nocy zaś pozbawiał nieuważnych przechodniów ich sakiewek. Z racji niepozornej budowy ciała nie siłą, lecz umiejętnościami charyzmatycznymi przekonująco pozyskiwał co ciekawsze i cenniejsze łupy. Nawet gdyby i to nie poskutkowało, absolutną ostateczność stanowiło skorzystanie z pomocy zawsze u jego boku lśniącego przypiętego do pasa sztyletu. Nie przepadał za przemocą, to fakt. Gdy pozbawił już majątków co ważniejszych i zamożniejszych arystokratów, a coraz głośniej robiło się o nowych próbach schwytania owego tajemniczego, nieuchwytnego jak dotąd złodzieja, opuścił swe miasto w poszukiwaniu nowego miejsca, w którym bez obaw o własne bezpieczeństwo mógłby osiąść i prowadzić dostatnie, uczciwe życie. Zabrał cały swój dobytek i przemierzał świat, aż znalazł to jedno, wyjątkowe miejsce.

Demoris. Miejsce to było wtedy zaledwie cieniem własnej dawnej świetności. Jego mieszkańcy uraczyli podróżnika opowieścią o wojnach i klęskach trapiących przez wiele lat królestwo, które jedynie nazwą swą wskazywało, że nie jest to uboga, zmieciona z prochem wioska, a skutek chorobliwej ambicji łasych na przejęcie władzy osób. Sytuacja ekonomiczna wołała o pomstę do nieba, brakowało funduszy dosłownie na wszystko, większość budynków stanowiły zawalające się ruiny, jakby noszące długoletnią bliznę po wydarzeniach sprzed ponad 200 lat. Brak władzy dodatkowo nawarstwiał problemy mieszkańców, większość z nich spakowała, co miała i emigrowała do urodzajnych krain, wydawałoby się mlekiem i miodem płynących. Ci, którzy pozostali, mieli nadzieję na łaskę i miłosierdzie bogów, modły swe gorliwe wznosząc każdego wieczoru w zniszczonej świątyni. Czy to sumienie ruszyło mężczyznę i oczyścić je zapragnął wyrównując krzywdy, które wyrządził uczynkami dobrymi, czy to gdzieś w głębi serce dobre i miękkie miał, tego nie wie nikt. Cokolwiek motorem działań było, zaowocowało poświęceniem niemal całego dorobku życia na odbudowę, stabilizację i podniesienia komfortu życiowego w Demoris. Wiele lat trwało przywracanie ładu i chwały królestwa. Z czasem nasz bohater wyniesiony został na piedestał i okrzyknięty jednogłośnie nowym królem.

Po dziś dzień króluje nam sprawiedliwie i miłosiernie. Vemor, bo i tak zwie się ów zasiadający na tronie staruszek, bynajmniej nie ogranicza się do roli pana i władcy. Często spotkać go można w karczmie, gdzie przywdziewa różowy fartuszek i raczy gości samymi specjałami i nierzadko - darmowymi trunkami. Za jego "kadencji" karczmarza na dobre do menu weszły takie pozycje, jak nadziewany grzybkami halucynogennymi wilk z rożna, sok z biedronek, zmrożony żuk na patyku a także, jako rekompensata za wyrządzone Puszkowi krzywdy - koktajl z kota. Niech nie zwiodą Was zmarszczki świadczące o wieku jegomościa. Zachował młodzieńczy zapał i w obliczu zagrożenia życia, zachwyca nas swą zręcznością, szybkością i umiejętnością posługiwania się rozliczną bronią. Świadkowie niedawnych wydarzeń zgodnie przytakują i potwierdzają tą tezę. Może inny władca wielce dochodziłby do siebie po zamachu, odpoczywał w swej królewskiej komnacie i w swej próżności raczył się małą rekompensatą za poniesione krzywdy, ale nie On! Już następnego dnia znika w spalonej karczmie, pracowicie i własnoręcznie doprowadzając ją do porządku. Czym jeszcze nas zaskoczy ów nieprzewidywalna, iście skomplikowana persona? Śledźcie na bieżąco wydarzenia w krainie, a z każdym dniem ujrzycie nowe oblicze naszego władcy...

*Wszelkie podobieństwo do jakichkolwiek osób jest jak najbardziej słuszne, a treść przytoczona - prawdziwa, acz niezauważalnie doprawiona fantazją ;)

Valandil - 2008-10-25 13:38:41

Valhalla

Elf kierował się w stronę karczmy, co jakiś czas zerkając na niebo, które było osnute smolistymi, przysłaniającymi gwiazdy chmurami. Karczma znajdowała się na uczęszczanym szlaku prowadzącym z Altary do lasu Buckland. Valandil zwykł się w niej zatrzymywać. Twarz jego rozpromieniła się , gdy ujrzał drzwi gospody, nad którymi unosił się szyld z napisem Valhalla. Z owej karczmy, zwykle wydobywał się przyjemny zapach pieczonego mięsiwa. Elf nabrał w nozdrza powietrza i niezmiernie się zdziwił, gdyż napawało go obrzydzeniem zamiast zwiększać apetyt. Wielce zaniepokojony ruszył w stronę drzwi, które otworzył szybkim ruchem ręki, gotów do ewentualnej walki. To co ujrzał wywołało u niego odruchy wręcz wymiotne. Odwrócił się szybko i wyszedł na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyjął z kieszeni chustę i przytknął ją sobie do ust i nosa, dopiero wtedy ponownie wszedł do środka, gotowy na najgorsze. W karczmie było ciemno, a wszędzie leżała masa trupów. Na pierwszy rzut oka sądząc, w przeważającej większości Elfy. Valandil wyjął z pochwy mały sztylet i skierował się, idąc po zakrwawionej posadzce, w stronę szynkwasu. Chciał znaleźć jakąś pochodnie, by z jednej strony rozjaśnić to miejsce, a z drugiej by zabić trupi smród. Znalazł wreszcie krzesiwo i pochodnię, która po chwili już jaśniała blaskiem, rozświetlając kąt, w którym stał. Pierwszą martwą osobą jaką dostrzegł była znajoma karczmarka leżąca tuż przy tylnych drzwiach, na których widać było zakrzepnięte strugi krwi oraz wcięcie sugerujące, iż została przebita czymś w rodzaju włóczni. Elf skierował się z powrotem do głównej sali mijając ciało karczmarza z roztrzaskaną głową, na której widać było wyraźnie wgłębienia zadane bronią obuchową z kolcami, pewnie Morgensternem. Trzymał pochodnie przed sobą i co jakiś czas ruszał to na prawo, to na lewo, aby sprawdzić czy ktoś jakimś cudem nie przeżył. Nie słyszał żadnych głosów, chociaż co jakiś czas nawoływał w stronę ofiar. W jednym z kątów przy stoliku dostrzegł cztery postacie. Tylko jedna z ofiar leżała na stole, po którym walały się poprzewracane półmiski z jadłem i stłuczone szklanice po winie, które zdążyło się zmieszać z krwią zabitych. Trzy kolejne ciała leżały na podłodze w pozach nienaturalnych. Elf nachylił się, i dostrzegł, że najbliższe ciało było kompletnie zwęglone. Kolejne dwie postacie były również nadpalone, trzymające w dłoniach swój oręż, którego użyć nie było im dane... Widać zupełnie ich zaskoczono.. Odwrócił ich twarzami ku górze. Oczy jego rozszerzyły się, gdyż ujrzał znajome twarze Anariona i Darkera Nieraz bawił się z nimi w tej karczmie. Wiedział, iż tylko potężna magia mogła dokonać takich zniszczeń. Obejrzał ciała i podszedł do stołu odwracając kolejne. Mag w długiej szacie z kosturem nie miał znaków poparzeń czy przypalenia. Widocznie ochronił się poświatą magiczną, lecz w końcu poległ. - Och Lenwe- Westchnął i zamknął mu powieki.
           Poszedł w drugi róg karczmy, ku kominkowi. Kolejne ciała straszliwie zmasakrowane, kolejne twarze z zastygłym na twarzy grymasem przerażenia. Jednak to nie był koniec makabrycznych widoków. Odwrócił na chwilę wzrok i dostrzegł kawałek dalej dziewczynę w straszliwym, rzec można by w opłakanym stanie. Z trudem rozpoznał w niej twarz tej miłej elfki, którą czasem widywał. 'Jak ona miała?' powtórzył w myślach 'Ellayl, no tak' zacisnął w gniewie zęby, na twarzy całkiem już pobladł. Zostawił ten nieprzyjemny widok, szybko kierując się dalej, z nadzieją, że ktoś jednak przeżył i uciekł, lub chociażby tylko ranny został i zdoła powiedzieć kto jest sprawcą tych okrutnych czynów. Po drodze do przeciwległej strony karczmy widział tak zmasakrowane i rozczłonkowane trzy, może dwa ciała, że wolał się nie zatrzymywać, gdyż nawet tak krótkie spojrzenie wywracało mu wnętrzności.
Kawałek dalej leżało ciało maga Avolina z odciętą dłonią trzymającą różdżkę cisową, w geście obronnym. Kolejny atak wściekłości zagościł w sercu elfa, kiedy spostrzegł następne trzy postacie leżące na posadzce bez ruchu. Łzy zaczęły mu lecieć niemal ciurkiem, gdy podchodził do łucznika Hadriela i maga Aramila. Leżeli na podłodze z twarzami na boku i licznymi ranami ciętymi. W ich głowach tkwiły bełty z czarnymi lotkami. Wyglądało to tak, że żywych jeszcze dobito z małej odległości. Na samym końcu dojrzał opartą o ścianę młodą elfkę z kłutą raną w okolicy brzucha. Głowę miała spuszczoną. Valndil podszedł do Deilah i ocierając łzy spływające po jego policzkach, przykucnął i podniósł jej twarz aby ostatni raz ją ujrzeć. Kobieta nagle otworzyła oczy i plunęła krwią na podłogę.
- Yyyyy - Zaczerpnęła oddechu - Oni, oni ...- Nie zdążyła wykrzyczeć padając martwa w ramiona wędrowca. Elf przytulił jej ciało i począł krzyczeć z całych sił. Niestety bezsilnie. Pełen rozpaczy elf wstał, zapłakany rozejrzał się dookoła i wyburknął sam do siebie.
- Ładną Valhalle nam tu urządzili.- Po czym obsunął się na kolana, skulił i zaczął płakać.
Wiadomość o masakrze rozniosła się bardzo szybko, jak każda straszliwa wieść. Wszyscy teraz oczekiwali z niepokojem jakiejś reakcji swych władców, wszyscy łaknęli krwi morderców, niemalże nie było osoby, która w tej tragedii nie straciła kogoś bliskiego, niebyło takiej, która nie pragnęła się zemścić.

pokelance - 2008-10-26 09:06:13

Pewnie nie mam szans widząc co napisali poprzednicy, praca na wykładach...;)


W ruinach Mordheim:
Wiadomość o uderzeniu komety rozeszła się po świecie, w błyskawicznym czasie. Mówiono, że Sigma wydał wyrok, że zmiótł z powierzchni ziemi tych, których uznał za niegodnych. Mordheim stało się siedliskiem strachu i paranoi. Ze wszystkich mieszkańców Mordheim jedynie Siostry Sigmara były przygotowane na katastrofę. Wieszczka Cassandora przepowiedziała katastrofę, a Dziewice Sigmara podczas swojego nocnego czuwania usłyszały brzmiący głos, który powiedział, że będą bezpieczne w swoim klasztorze położonym wysoko nad miastem. Po kataklizmie rozniosła się plotka o tajemniczym minerale leżącym na ulicach, Wyrdstone miał rzekomo posiadać wszelkiego rodzaju cudowne właściwości. Okazało się że istnieje ogromny popyt na te tajemnicze kamienie a ludzie zapłacą za niego góry złota. Z tego powodu do Miasta Przeklętych, jak zaczęto je nazywać po upadku komety, zaczęli przybywać poszukiwacze przygód. Jednym z nich był młody adept magii Valandil, Był on krzepkiej budowy elfem, praktykujący sztuke nekromancji. Tego dnia słońce było już wysoko na niebie, promienie odbijały się od skał, nie mogąc dłużej spać mag zabrał swój ekwipunek. Po czym zaczął iść krętą ścieżka górską, po kilku godzinach monotonnej wędrówki mógł już ujrzeć cel swojej wędrówki, nie wiedział co czeka go w ruinach miasta. Odruchowo zacisnął palce na swej różdzce, nagle zza krzaków wyskoczył masywny niedźwiedź. Elf bez problemu się z nim rozprawił, wchodząc za mury "miasta" poczuł nieznany mu dotąd zapach, na ulicach leżały kawałki owego minerału. Bez zastanowienia zabrał kilka większych brył, po czym udał sie w strone klasztoru, by tam zbadać ów minerał. Kiedy doszedł do klasztornych bram ujrzał zabarykadowane wrota do środka, niepewnie uderzył w nie kilka razy. Zza drzwi można było usłyszeć głoś jednej z sióstr
*Kim jesteś i czego chcesz ?*
*Witam, jestem podróżnikiem i potrzebuje schronienia, nie znalazło by się wolne łoże dla mnie ?*
*Masz szczęście mamy akurat wolny pokój, prosze wejdź.*Kobieta otwarła masywne wrota, za którymi było widać kilka pochodni oraz niewielką ilość płasko rzeźb. Kiedy przechodził przez owe wrota, przenikła go dziwna energia. Czuł się nieco zmieszany prosząc siostry o pomoc.
*Tędy prosze, twoja kwatera znajduje się na końcu korytarza. Bogato zdobione drzwi, powinny przykuć twoją uwage*
Wskazała na długi, delikatnie oświetlony przez płomień pochodni korytarz.
*Nie wiem jak będe mógł się odwdzięczyć, macie tu może jakieś laboratorium ?*
Zapytał troche zmieszany, idąc przez owy korytarz.
*Achh, tak mamy tu niewielkie laboratorium, ale dopiero jutro. Teraz musisz się dobrze wyspać.*
Po tym, zawróciła i udała się w stronę wyjścia. Kiedy otworzył drzwi ujrzał w środku łóżko, komodę oraz statuetkę Sigmy. Nie zastanawiając się długo, zdjął ubranie tak iż pozostał w samej bieliźnie. Po tym położył się na łóżku, wszystko zdawało mu się jakieś dziwne, zabarykadowany klasztor i uzbrojone kapłanki. Nagle po klasztorze rozległ się sygnał alarmowy.
*Do broni siostry !*
Jedna z sióstr krzyczała niczym opętana, wołając pozostałe towarzyszki.
*Najemnicy ! Umocnijcie wrota i zabarykadujcie skarbiec*
Po tych słowach szybko się ubrał. Po czym wyszedł na korytarz, w gotowości bojowej. Po zrobieniu zaledwie kilku kroków, wpadł na pędzącą siostrę, w jej oczach można było zobaczyć strach.
*Co się dzieje, Czemu wszyscy biegną do wyjścia?* Zaczął próbując zatrzymać jedną z kapłanek.
*Najemnicy ! Biegnij za mną, musimy sie utrzymać !* Nie wiedząc czemu zaczął biec za siostrą, w ręce trzymając różdżkę. Kiedy doszedł do bramy, ujrzał kilkadziesiąt uzbrojonych kobiet. Jedna z nich wyróżniała się z tłumu, była przyodziana w świetlisty płaszcz oraz długą lance, zakończoną złocistym grotem. W pewnym momencie wrota zostały obalone przez najemników. Grupa przeklętych wojowników wtoczyła sie do środka. Popędzani żądzą krwi oraz chęcią szybkiego zysku, zabijali bez opętania. Wtem mag szybko wymówił inklinacje zaklęcia, po czym z jego rąk wyleciały dwie kule śmierci, które niszczyły wszystkich najemników, co niektórzy próbowali uciekać, jednak na marne. Wszyscy polegli, następnie owe kule zniknęły w mroku. Wszystkie siostry spojrzały na elfa, ich przywódczyni zaczęła.
*W własnym jak i reszty sióstr, wielce ci dziękujemy bez twojej pomocy na pewno byśmy poległy.* Z uśmiechem na ustach podała mu dłoń, on sam nie wiedział skąd wzięły się owe pociski. nigdy dotąd nie potrafił ich wyczarować, chociaż studiował to od dłuższego czasu, lecz każda próba kończyła się poparzeniami.
*Dlaczego oni was atakują, co się tu dzieje ?* Zwrócił się z pełnym szacunkiem do kobiety.
*to najemnicy króla, dostali oni rozkaz zgrabienia naszego klasztoru. Zaraz po upadku komety, zebrałyśmy dziwny minerał i złożyłyśmy go w naszym magazynie, kilka mniejszych bryłek wzięłyśmy do laboratorium, kiedy ludzie dowiedzieli się o dużej wartości owego minerału...* Po paru minutach wyjaśnień kobieta zmieniła całkowicie temat rozmowy.
*Nie chciałbyś powiększyć swojej wiedzy magicznej, znam sposób byś poznał tajniki magii ognia. Lecz pamiętaj że będzie to niebezpieczne, będziesz musiał stoczyć walke ze strażnikami świątyni. Wielu próbowało ich pokonać lecz nikomu się to nie udało. Jednak w tobie widze szanse, masz potencjał i umiejętności, Oto mapa do jaskini weź ją ze sobą, na pewno ci się przyda. A teraz już idź, zawsze będziesz u nas mile widziany*
Elf, wziął mape od kobiety po czym udał się w strone gór, na mapie bowiem tam znajdowała się owa świątynia. Podróżując dostrzegł z oddali niewielkie leśne jeziorko. Woda w nim jest krystalicznie czysta. Ugasił swoje pragnienie rozglądając sie wokoło dostrzegł ślady dawnego obozowiska. Zaintrygowany postanowił nieco rozejrzeć się po okolicy. Bacznie obserwując ziemię, spostrzegł lekko poruszoną ziemię. Odgarnął ją na boki, odsłonił wtedy zniszczony mocno worek, który rozleciał się w momencie kiedy podniósł go do góry. W środku znajdował się kawałek pergaminu. Po pewnym czasie idąc dalej dostrzegł w oddali wejście do niewielkiej jaskini.
wszedł o dziwo zobaczył na ścianach pochodnie, a wyglądało tam jak w kamiennym budynku nie jak w jaskini. Ruszył dalej coraz bardziej wyczuwając magiczną moc. Doszedł do kolejnych drzwi tym razem były to masywne bogato zdobione drzwi. kiedy wszedł do środka ujrzał dwa potężne golemy, jeden z nich zapytał spokojnie
*Kim jesteś i czego tutaj szukasz ?*
*Przysyłają mnie do was kapłanki Sigmara, chce poznać tajniki magii ognia.*
*Jeśli naprawde tego chcesz musisz nas pokonać, jeśli ci się to uda osiągniesz cel z jakim tu przybyłeś*
*Mam z wami walczyć ? A więc zgoda niech tak będzie* Nagle golem rzucił się na maga, w ostatniej chwili udało mu się użyć pola siłowego. Korzystając z czasu działania pola, przywołał dwa demony. Zwój z tym czarem trzymał na kryzysową sytuacje która chyba właśnie nastała, zawsze bał się użyć tego czaru w obawie przed nieudaną próbą i zemstą nie jednego lecz kilku demonów! Które szybko rozprawiły się ze strażnikiem świątyni. Zaraz potem demony znikły, mag ledwo co mógł uwierzyć własnym oczom samodzielnie przywołał kilka demonów....
*Wygrałeś, Przeszedłeś próby!!* Wykrzyknął strażnik ognia, który nie mógł się pogodzić z przegraną.
*teraz jeśli chcesz moge Cię nauczyć władania Czarnym Ogniem.*
*Tak chce posiąść umiejętność władania Ogniem* I tak elf spędził kilka lat w świątyni, a lata nauk nie poszły na marne. Kiedy miał opuścić świątynie dostał od golema małego smoka, który stał się jego najlepszym kompanem, elf nie ruszał się bez niego nawet na krok.

ashgard - 2008-10-26 11:36:23

A to taki maly fragment historii spisanej "przed wiekami" ;D



Spotkali sie posrod fetoru dobywajacego sie ze spalonych cial. Mag dopiero co dotarl na miejsce walki i probowal wlasnie odtworzyc sobie jej przebieg, gdy jedno z cial nagle drgnelo. Byla to mloda elfka, lezaca w samym centrum pierscienia zniszen. Na jej skorze dalo sie w ustepujacym powoli polmrokowi nocy dostrzec jedynie kilka zadrapan..
Wstala, potoczyla wokol na pol przytomnym wzrokiem. Nagle dojrzala elfa, opadajacego powoli na ziemie. Skinal jej glowa na powitanie. Ona jednak spiela sie, znow gotowa do walki. Mag spojrzal na nia ciekawie, z lekkim usmiechem. Odpowiedziala mu niepewnym skinieciem, wciaz nieufna i ostrozna.
- Witam. Moje gratulacje..
Glos elfa mial w sobie wiele dziwnych intonacji. Dominowala jednak ciekawosc i wesolosc. Elfka odzyskala rezon i odpowiedziala:
- Ech te paskudne szczury sa wszedzie.
On usmiechnal sie tylko kacikami ust.
- Szczury..- parsknal cichym smiechem i doddal zartobliwie -..wszystkich napotkanych tak traktujesz ogniem, czy tylko jak masz zly nastroj..
Przez jej twarz przemknelo bolesne wspomnienie. 
- Rzadko uzywam ognia, to trudny zywiol do opanowania...
I hardym tonem dodala:
- ...a dlaczego pytasz? Obawiasz sie ze moglabym uczyc sie jego opanowania na Tobie?
- Mna sie nie przejmuj, cwiczyc mozesz do woli..
Gdy to mowil znamiona na jego rekach poczely emanowac goracem a zmruzone oczy nabraly zimnego wyrazu.
- Nauczysz sie, to wcale nie takie trudne.
Spojrzala na niego zaciekawiona, poczula to charakterystyczne drzenie powietrza ktore towarzyszylo dzialaniu magii.
- Jak mniemam wiesz chyba Panie troche wiecej na ten temat czyz nie?
Skrzyzowala rece na piersiach.
- Czy troche to sie okaze..a jak myslisz, co mnie przyciagnelo na to miejsce?
Uniosl brew i spogladajac znaczaco na spalone ciala zapytal:
- Pani, kontrolowalas to?
Usiadla ciezko skrywajac w dloniach twarz. Jej cialem targnal dreszcz. Wspomnienia powrocily do nia fala. Przypomniala sobie swoj bol i strach.
- Ja nie potrafie tego kontrolowac - krzyknela, skrywajac lzy - nie wiem skad to sie we mnie bierze!
Zamilkla.
Elf patrzyl na nia prze chwile zaciekawionym spojrzeniem. Wachal sie przez chwile, po czym wyladowal miekko na ziemi i podszedl do siedzacej. Kucnal przy niej i delikatnie ujal ja pod brode. Popatrzyl w zaplakane oczy.
- Przyczyn moze byc kilka..nie martw sie..jezeli zechcesz, pomoge Ci to kontrolowac..inaczej opanuje Cie zmiennosc i gwaltownosc ognia, a zareczam, ze nie jest to zbyt przyjemne..
- Chyba zdarzylam sie juz o tym przekonac - odparla cicho, wpatrujac sie w elfa- Pewien ..przyjaciel mial mi pomoc, ale zniknal..
- To widocznie nie byl Ci prawdziwie przyjacielem. Ja dla przykladu nie mam tu zadnych...
Ujal jej dlon i lekko pociagnal.
- Wstan....Juz lepiej?
Podniosla sie i skinela glowa.
- Mozesz mi pomoc? - zapytala niepewnie.
- Moglbym sklamac ze tak, ale to w znacznej mierze zalezy od Ciebie..
Wysunal reke, aby miala sie na czym oprzec. Zignorowala gest.
- Widzisz, to nie jest takie proste, u nas w rodzinie moc sie dziedziczy a nie uczy sie jej, ja sie o nia nie prosilam..Moze pojdziemy stad..?
Na oblicze elfa wyplynal pelen zrozumienia usmiech. Podszedl do elfki, ujal jej dlon, zamknal oczy i wypowiedzial szeptem kilka slow. Gdy juz przebrzmial grzmot i zgasla ekzplozja swiatla okazalo sie ze stoja na lesnej polanie. Na polnoc od nich rozciagaly sie niebosiezne szczyty gor, z podnoza ktorych wyplywal dziarsko strumien*
Moze byc?
Mag popatrzyl na elfke katem oka. Byla nieco zdumiona.
Podeszli blizej strumienia.
- Tu przynajmniej nikt nie bedzie Ci przeszkadzal i latwiej bedzie o ukojenie..widzisz...wiem, ze to bolesne, ale sprobuj przypomniec sobie co czulas..wtedy..
Usiadla na trawie namyslajac sie gleboko.
- Nie wiem, nie pamietam... ale chyba przede wszystkim wscieklosc, bezsilnosc, ze nie moge uciec... nie mam dokad uciec i ze nie moge dopuscic...
Wyraznie zapedzila sie w inne wspomnienia. Elf przysiadl za nia i kladac jej rece na ramionach zagail:
- Jezeli chcesz to powtorzyc, i to w sposob kontrolowany, musisz siegnac glebiej..poczuc moc plynaca z gniewu, ale zachowac przy tym chlodna glowe. Mozesz sprobowac to osiagnac poprzez swiadomosc, ze tak naprawde jestes tu..bezpieczna..
Wzdrygnela sie gdy jej dotknal. Spojrzala na niego i spytala powaznym tonem:
- A co jesli nigdzie nie czujesz sie bezpiecznie, jesli caly czas przed czyms uciekasz a co gorsza robisz wszystko by uciec a wiesz ze ten ktos.... to cos..- porapwla sie - i tak Cie dopadnie?
Zadumal sie. Milczal przez dluzsza chwile. W koncu wstal, podszedl do strumienia i patrzac na odlegle szczyty gor powiedzial:
- Musisz pokonac siebie, swoj strach i w koncu pokonac owo...zlo.
Zacisnal mocno piesc, w tafli wody odbijal sie jego pelen wewnetrznego ognia wzrok.
Elfka obrzucila go dziwnym spojrzeniem. W koncu wstala i podeszla do niego, polozyla dlon na jego ramieniu.
- A co jesli nie zdolam go pokonac... moze to czesc mnie...
Niespodziewany dotyk jakby go otrzezwil i wyswobodzil ze wspomnien.
- Czyz nie lepiej umrzec walczac, niz zyc w ciaglym strachu? Wyrzucajac sobie samemu swoja slabosc?
Obrocil sie w jej strone i szepnal do ucha
- To zawsze jest i bedzie czesc Ciebie..wpisane w Twoja dusze..juz nigdy nie bedziesz czysta karta. Pogodz sie z tym i stan z podniesionym czolem!
Popatrzyl jej w oczy.
- Badz wolna..
Spuscila glowe, odwrocila sie i spogladajac na zasniezone szczyty gor, odparla:
- Tylko ze to wiaze sie z samotnoscia...wszyscy sie mnie boja...
- Moze po prostu Cie nie rozumieli..strach zazwyczaj wyplywa z niezrozumienia..a samotnosc..coz, kazdy kto podaza swoja sciezka jest samotny...

Vemor - 2008-10-27 23:53:11

A więc jak rzekłem. Dnia dzisiejszego.. zostało zakończone przyjmowanie prac. Obecnie zostaną one przeanalizowane, ku uciesze Jury. Prosimy o cierpliwość.

Valandil - 2008-11-15 22:40:05

Co z tymi wynikami, już chyba 2 tygodnie minęły!

Lyn_Yang - 2008-11-16 16:30:05

Wydaje mi się, że powinna być trochę inna nagroda ^^ nie wszyscy grają mechanicznie ^^

pokelance - 2008-12-09 18:06:46

Temat został chyba już dawno(o) olany...

Sharad Vermoth - 2008-12-10 00:47:16

I mi się tak wydaje..
No chyba że to dlatego, że opowiadania są tak nudne, że niezależna komisja egzaminacyjna zasypia przy próbie czytania.. :P Tylko jeżeli tak, to zastanawia mnie, jakie tqa komisja miałaby wymagania, gdyż jeśli chodzi o mnie, to uważam, że wszystkie prace są bardzo ciekawe, i warte przeczytania, oraz nagrodzenia ;) No ale cóż..

A co do nagród: Kiedy konkurs się rozpoczynał, Demoris było jeszcze krainą niemal czysto mechaniczną..

Schanintre - 2008-12-10 01:37:20

Trafne spostrzeżenie ;] fabuła, życie w karczmie, filar wieści to już w ogóle nieznane ludziom pojęcia były :P a przynajmniej niewielu praktykowało ;]

GotLink.pl